"Mamut". Lukas Moodysson i jego wizja współczesności

Po eksperymentach z formą filmową i narracją w Dziurze w sercu oraz Kontenerze z pewnością nikt nie spodziewał się tego, co nieprzewidywalny Lukas Moodysson zaprezentuje w swoim kolejnym dziele filmowym – Mamucie. 
Reżyser zmienia bowiem sposób prowadzenia narracji filmowej o 180 stopni, prezentując przezroczystą w swojej formie opowieść wykorzystującą cechy klasycznego, hollywoodzkiego moralitetu. Samo zaangażowanie przez Moodyssona do głównych ról takich nazwisk jak Gael Garcia Bernal i Michelle Williams było jednoznacznym sygnałem, a zarazem ostrzeżeniem, które mogłoby brzmieć: teraz zobaczycie, że Lukas Moodysson potrafi nakręcić wielką produkcję z gwiazdami współczesnego kina. Jeżeli dzięki tym zabiegom reżyser chciał uzyskać większą popularność, to bez wątpienia cel ten został osiągnięty. I choć można usłyszeć głosy niezadowolenia ze strony fanów twórczości artysty ceniących jego niepokorną naturę, jakość tego, niewątpliwie odmiennego w swojej tonacji dzieła, pozostaje na wysokim, „moodyssonowskim” poziomie.

Mamut
nie zaskakuje oryginalną tematyką. Moodysson prezentuje nam bowiem problemy z codziennego życia trzyosobowej rodziny mieszkającej w Nowym Yorku. Leo (Gael Garcia Bernal) rozwija swój osobisty biznes w branży gier komputerowych, Ellen (Michelle Williams) jest lekarzem spędzającym większość czasu na ostrym dyżurze, a ich córka Jackie (Sophie Nyweide) – jak nie trudno się domyślić nieotrzymująca od rodziców wystarczającej uwagi – pozostaje pod stałą opieką niani. Rodzice pochłonięci codziennymi obowiązkami, niepotrafiący zatrzymać się w kołowrotku rutynowych czynności dnia codziennego, próbują dotrzymać kroku pędzącej machinie konsumpcjonizmu.

mamut
 
Film Mamut wykorzystuje konwencję wielowątkowej, mozaikowej narracji, w której każdy wątek jest powiązany z kolejnym przez określoną postać/postaci, co przywodzi na myśl skojarzenia ze słynnym Babel, gdzie zresztą Gael Garcia Bernal również się pojawia. Akcja rozgrywa się na kilku płaszczyznach czasoprzestrzennych – w Nowym Jorku, gdzie mieszkają wspomniani bohaterowie, na Filipinach, skąd pochodzi niania Jackie i gdzie żyją jej najbliżsi, oraz w Tajlandii, do której Leo wyjeżdża w podróż służbową. Każda z zaprezentowanych postaci bez względu na swoje pochodzenie stara się zapewnić sobie oraz swojej rodzinie dobrobyt, który oczywiście jest nieco inaczej definiowany przez przedstawicieli poszczególnych warstw społecznych. Reżyser nie ukrywa swojego przekazu, dając jednoznacznie do zrozumienia, że to właśnie nieustanna chęć posiadania odbiera nam możliwość realnego obcowania z drugim człowiekiem. I nieważne czy jesteśmy biednym rybakiem z Tajlandii, czy bogatym biznesmenem z Nowego Yorku: zaspokojenie pragnienia posiadania jest niemożliwe do spełnienia, nigdy bowiem nie będziemy w stanie uwolnić się od narzuconej nam przez kulturę potrzeby gromadzenia i zdobywania, gdyż to właśnie przedmioty materialne zaczynają sprawować nad nami kontrolę. Kierunek, w jakim karze nam ewoluować współczesna kultura, jest prosty, lecz sprzeczny z ludzką naturą. Bohaterowie są nieszczęśliwi, zagubieni, osamotnieni i przede wszystkim bezradni wobec wewnętrznej pustki, nie rozumiejąc do końca własnych uczuć i nie zastanawiając się nad źródłem ich pochodzenia. Jedynie dzieci, które nie zdążyły jeszcze wchłonąć praw, którymi rządzi się współczesna dżungla konsumpcjonizmu, w swojej niewinności i „prawdziwości” ukazują cechy, które my, aby przetrwać, musimy schować gdzieś głęboko w podświadomości. Tylko Jackie rzeczywiście chłonie otaczający ją świat, zauważa, jest ciekawa, ma pasje oraz marzenia.
 
Gdy Leo, będąc w Bangkoku i obcując z naturą, egzotycznymi zwierzętami, zostaje (nieco wbrew swojej woli) sam ze sobą w tej egzotycznej pustce, ma szansę po raz pierwszy naprawdę wsłuchać się w samego siebie, dostrzec własne słabości oraz pragnienia, zrozumieć, jak bardzo zagubiony był w świecie, w którym żył dotychczas. Dopiero realny kontakt z naturą, dzikimi zwierzętami i… ciszą wyzwala w nim kogoś, o kim dawno już zapomniał. Leo jest jednak niewolnikiem kapitalistycznej hipokryzji i to właśnie pieniądze oraz dobra materialne mają zrekompensować jego wewnętrzne poczucie winy, choć paradoksalnie, wykorzystując je do pomocy „tym uboższym”, umacniają w nim imperialistyczne poczucie wyższości.
 
Mamut to opowieść o słodko-gorzkim wydźwięku. Wbrew wzniosłym postulatom reżysera i moralizatorskiej tonacji bohaterowie nie przechodzą niesamowitej przemiany i nic nie wskazuje na to, że takowa kiedykolwiek nastąpi. Matki pozostające ze swymi dziećmi w domu nie mogą zapewnić im możliwości rozwoju, którą oferuje współczesny świat, ojcowie harujący całymi dniami na swoją rodzinę nie są w stanie pielęgnować rodzicielskiej więzi, z kolei posiadany majątek i wiele zer na koncie nie stanowią żadnej gwarancji szczęścia, spełnienia i dobrych relacji rodzicielsko-małżeńskich. Mamut to także nieco pesymistyczne i nostalgiczne przemyślenia na temat kondycji współczesnego społeczeństwa, światowego rozwarstwienia klasowego i wciąż, pomimo działalności wielu organizacji światowych, ogromnego problemu biedy. To schowana gdzieś pomiędzy dźwiękami fortepianu z The Greatest Cat Power a oczami  Ellen patrzącej w gwiazdy na dachu wysokiego budynku odwieczna zaduma nad własną samotnością i niespełnionymi marzeniami. I przede wszystkim to obraz rozpędzonej ewolucji, która kości naszych mamucich przodków wykorzystuje do produkcji kiczowatych i niewyobrażalnie drogich długopisów.
 
Karolina Boroń