Pan Mariolka w kultowym sweterku

Pan Mariolka w kultowym sweterku
WYWIAD Z GWIAZDĄ
Pierwszy do wygłupów, a ostatni do roboty – tak mówi o sobie Igor Kwiatkowski z kabaretu „Paranienormalni”.

Od pięciu lat udajesz na kabaretowej scenie Mariolkę, szaloną blondynkę, z której śmieje się cała Polska. Ona uważa się za piękną?
No jasne! Za najpiękniejszą na świecie. Znam pełno takich dziewczyn. Idą przed siebie jak burza, mimo że tak naprawdę są śmieszne i niewiele wiedzą o życiu.
 
Zdradź, jaka Mariolka jest naprawdę?
Nie maluje się, a dezodorantu używa tylko raz w tygodniu. Ot, cała prawda o niej – to nie jest osoba zbyt skomplikowana.
 
Mariolka

Nie czujesz dyskomfortu, kiedy po raz setny przed wejściem na estradę zakładasz perukę, by zrobić z siebie durnia?
Nie. Nasze skecze za każdy razem są trochę inne. Mariolka za każdym razem inaczej reaguje na docinki z sali. Do podrywaczy krzyczy, że „nie chodzą w jej wadze”, a gdy widzi dziewczyny w takich samych sweterkach, w jakim ona występuje, podbiega do nich i wita się.
 
Sweterek to rekwizyt wręcz kultowy...
Zgadza się. Peruki szybko się niszczą, a sweterek jest z nami od samego początku. Kupiłem go kiedyś w lumpeksie. Już się dziury porobiły, muszę go cerować, ale warto, bo jest nie do podrobienia.
 
Gdy przebierasz się za babę, to cierpi trochę twoje męskie ego?
Skąd! Gdy widzę w oczach publiczności pytanie: co to za wariat?, czuję, że sytuacja jest pod kontrolą.
 
A co na to kobiety twojego życia?
W domu jestem spokojny i poważny. Żona powiedziała mi, że od wygłupiania się to mam scenę, a w domu muszę być normalny. Uprzedzając pytanie, od razu mówię, że moja żona nic z Mariolki nie ma.
 
A mógłbyś z kimś takim jak Mariolka umówić się na randkę?
Nie. Takie dziewczyny potrafią co prawda o siebie zadbać i ładnie wyglądać, ale o czym można z nim rozmawiać? Po jednym piwie tematy się kończą.
 
Podobasz się kobietom?
Może i tak, ale zanim zaczęła się popularność, byłem już żonaty. Kiedyś po występie do garderoby przyszła bardzo ładna kobieta z bukietem czerwonych róż. Powiedziała, że fantastyczny występ i wyszła. Zaniemówiłem, bo sytuacja była jak z filmu. Kobiety są szokująco bezpośrednie. Ostatnio w Sopocie jedna zapytała wprost, czy jestem żonaty. Gdy usłyszała, że tak, zawinęła się na pięcie, bo chyba nie chciała tracić czasu.
 
Czy to prawda, że pierwowzorem Mariolki była brunetka?
Tak. Miała na imię Ewa, a jej sztandarowym tekstem było „ja pyrtolę”. Poznałem ją w Warszawie. Zapamiętałem jej teksty, ruchy i przywiozłem je do Jeleniej Góry. Takie dziewczyny zna każdy z nas. One są wszędzie – na ulicy, w autobusie. My z Robertem naoglądaliśmy się ich w knajpie, w której pracowaliśmy. Ja byłem kucharzem, a Robert puszczał muzykę. My w pracy, trzeźwi, one – niekoniecznie. Zainspirowały mnie. Były to przeważnie dziewczyny dresiarzy. Ich sztandarowy tekst był taki: „Musisz się szanować, wiesz. Jak się nie będziesz szanować, to inni też cię nie poszanują”.
 
Planowaliście kiedyś zająć się satyrą polityczną?
Żeby jakiś temat ośmieszyć, trzeba się na nim znać. Polityka to nie jest mój świat. Wolę trzymać się od niego z daleka i dlatego gazety czytam od tyłu, czyli od stron sportowych. Dzięki temu jestem spokojnym, wesołym człowiekiem. 



Nie powiesz mi, że nigdy nie miałeś pokusy dokopania władzy.
W naszym kabarecie Paranienormalni mieliśmy jeden taki skecz. O dwóch facetach, którzy rozmawiają na deptaku nad morzem i w puencie okazuje się, że jeden z nich jest posłem. Zagraliśmy go ze trzy razy, ale był z tym tekstem jakiś kłopot...

 
Czym różni się twoja obecna praca od tych, które miałeś wcześniej?
Wszystkim. Kiedyś byłem zwyczajnym kucharzem – i to w dodatku kiepskim. Pracowałem także jako magazynier oraz wykładaczem… napojów alkoholowych w markecie. W każdej pracy byłem pierwszy do wygłupów, a ostatni do roboty. Zawsze lubiłem się wygłupiać, a teraz mi za to nawet płacą.
 Młotek

Można zarobić na kabarecie?
Można, ale my nie myślimy tylko o kasie. Mamy teraz bardzo dużo występów, ale staramy się nie popaść w rutynę, by nie zatracić świeżości i naturalności. Nie mamy ciśnienia, by kosić wielką kasę. Kiedyś był miesiąc, że mieliśmy 22 występy, to pod koniec nasze morale były fatalne. Czuliśmy się, jakbyśmy pracowali na ksero.
 
Zrobiliście błyskawiczną karierę. Jak to jest, gdy kucharz i weterynarz nagle obracają się wśród największych gwiazd polskiego show biznesu?
To prawda, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jak świetnie! Najmilej wspominam występ na Top Trendy w Sopocie. Oklaskiwało nas prawie pięć tysięcy osób, byliśmy też na festiwalu w Opolu.
 
Mieliście kontakt z największymi gwiazdami kabaretu? Zostaliście przez nich jakoś namaszczeni?
Kiedyś podszedł do nas Jacek Federowicz i zapytał, czy jesteśmy aktorami. Nie chciał uwierzyć, że żadnych aktorskich szkół nie kończyliśmy i że istniejemy zaledwie od kilku miesięcy. Był to dla nas olbrzymi komplement.
 
Ludzie rozpoznają Cię na ulicy?
Tak, ale zdarzają się pomyłki. Ostatnio pani na stacji benzynowej wzięła mnie za faceta, który prowadzi studio lotto w Polsacie. Czasami ludzie podchodzą i pytają się: „Przepraszam! Czy to pan Mariolka?” Na każdym kroku zastanawiają się głośno, czy ja to ja. Najczęściej są to właśnie chłopaki takich Mariolek, młode karki w sportowych samochodach. Słyszę: „To chyba Mariolka.” Oglądają mnie wtedy jak jakiegoś konia albo samochód. Czuję się jak małpa w zoo. Są to jednak sporadyczne przypadki. Najczęściej spotykam się z sympatią. Ludzie chcą najzwyczajniej w świecie pogadać.
 
O co pytają?
Spotkałem raz w Jeleniej Górze kolesia. Odkurzałem samochód, a on kręcił się, kręcił, aż w końcu zagadał. Powiedział do mnie: „Mariolka nie wie, jak się to uruchamia?”. Czuł wyższość i był fantastycznie bezczelny. Mówił, że na imprezach jest najśmieszniejszy ze wszystkich i że najlepiej opowiada kawały. Poprosił o radę, jak zrobić karierę.
 
I co mu poradziłeś?
Wszystkim początkującym kabareciarzom radzę, by opowiadali o tym, co ich samych śmieszy najbardziej. Są festiwale, różne przeglądy, niech pojadą i pokażą, co potrafią. Nie święci garnki lepią. My też pierwszy występ mieliśmy na weselu kolegi.
 
A co o postaci Mariolki mówią feministki?
Nic nie mówią, bo Mariolka, mimo że głupiutka, jest też urocza. Zależy nam na tym, żeby była powszechnie lubiana. Dlatego nie poruszamy wątków seksualnych, nie podkreślamy też, że jest rozwiązła.
 
A jest?
(Śmiech). Mariolka z tymi sprawami nie ma kłopotów, ale to wciąż dziecko – w dodatku nasze dziecko – dlatego złego słowa o niej ode mnie nie usłyszysz.
 
Rozmawiała: Małgorzata Mroczkowska
 
Źródło: "Medycyna i Pasje" 2010, nr 5. 
 
poprzedni artykuł