Zasadniczo istnieją dwa rodzaje miłości: dojrzała i niedojrzała. Z miłości dojrzałej czerpiemy energię, a z niedojrzałej znużenie. Kochając dojrzale, rozwijamy się, kochając niedojrzale, stoimy w miejscu, marnujemy potencjał i możliwości. W miłości niedojrzałej partnerzy działają sobie na nerwy, walczą, rywalizują, usiłują zmienić partnera, a czasem wręcz nie lubią swojego towarzystwa, sposobu bycia, światopoglądu albo rodziny pochodzenia. W miłości niedojrzałej ludzie stosują podstępy, posługują się manipulacjami, kłamstwami, obwiniają się nawzajem. Pojawiają się także niedomówienia, przemoc, uniki i nieszczerość. Natomiast w miłości dojrzałej panuje wzajemny szacunek i odwaga mówienia o tym, co partnerzy przeżywają, myślą i czują. Kochającym dojrzale zależy, aby sprawiać sobie przyjemności i okazywać pomoc. Na przykład kiedy partnerzy się pokłócą, to umieją wyciągnąć potem rękę i pójść razem na lody. Miłość dojrzała sprawia, że para lubi być ze sobą i stara się siebie nie ranić, a gdy niechcący lub przypadkiem już do tego dojdzie, sprawca przewinienia umie przeprosić i zadośćuczynić, a osoba dotknięta chce i potrafi wybaczyć.
Kochankowie niedojrzali są nieuważni, kapryśni i niedbali. Zachowują się niczym dzieci, które nie zauważają, że ich słowa lub postępki mogą ranić lub dokuczać. W filmie „Love Story” Ali MacGraw mówi do ukochanego: „Kochać to nie musieć nigdy mówić przepraszam”. To oczywiście zbyt idealne, aby mogło się spełnić, ale tę sugestię warto sobie wziąć do serca.
Krótko mówiąc, niedojrzale kochają niedojrzali ludzie – niedojrzali pod względem emocjonalnym, nieodpowiedzialni za swoje słowa i czyny. W niedojrzałej miłości ludzie często celowo dotykają drażliwych miejsc drugiej osoby, głównie z powodu kompleksów i żeby się za coś odegrać. Z kimś nieuważnym i impulsywnym trudno poczuć się bezpiecznie. A właśnie jedną z najważniejszych rzeczy, którą zapewnia dojrzała miłość, jest poczucie bezpieczeństwa. Czyż nie wypowiadamy przysięgi ślubnej po to, by „zabezpieczyć” sobie trwałą przyszłość uczuciową? Przyrzekamy miłość „na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy, w szczęściu i nieszczęściu”. Pragniemy odtąd miłować się, szanować, wspierać i dbać o siebie. Po co? Właśnie po to, żeby otoczyć się bezpieczeństwem, by w każdej sytuacji, w młodości i na starość, na wozie i pod wozem, móc się na kimś oprzeć, nie bojąc się odrzucenia i samotności.
Właściwie po nic więcej miłość nie jest potrzebna. Bo przecież nie po to, żeby założyć rodzinę. Do tego wystarczy popęd seksualny, a potomstwo samo wprasza się na świat. Do psychologów przychodzą najczęściej ludzie, którzy skarżą się nie na brak rodziny, ale na brak miłości. Rodzinę ma każdy, przynajmniej każdy z jakiejś rodziny pochodzi, a większość dość łatwo zakłada nową rodzinę. A jednak miłością, zwłaszcza piękną i nieprzemijającą, cieszy się wcale nie tak wielu.
W dojrzałej miłości sukcesy i osiągnięcia partnera witamy z radością. W chwilach próby lub wahań jedno drugiemu dodaje otuchy. Czasem ktoś nie wierzy, że coś ważnego mógłby zrobić w pracy albo w domu, dla siebie lub innych. Wtedy od kochającej osoby powinien usłyszeć: „Poradzisz sobie. Nie bój się, w razie czego ci pomogę”. Wzajemne umacnianie wiary w siebie to nieodzowny atrybut dojrzałej miłości. Ważnym składnikiem miłości jest też wdzięczność. Miłość nie słabnie i nie nudzi się tylko wtedy, jeśli ludzie żyjący ze sobą czują się lepsi i szczęśliwsi dzięki temu, czym stale obdarowuje ich druga osoba.
Natomiast niedojrzałą miłość można poznać po huśtawce nastrojów, cichych dniach, częstych wybuchach gniewu, kłótniach, napadach nagłych namiętności – złych na przemian z dobrymi. Niedojrzali ludzie, choć niby kochają naprawdę, w głębi duszy niedowierzają miłości. Muszą więc obsesyjnie dociekać: „Kochasz mnie? Powiedz mi, czy naprawdę? Ale na pewno? Och, chyba mnie wcale nie kochasz! No powiedz, kochasz mnie?”. Dopytują się tak w kółko aż do znudzenia.
Miłość niedojrzała ma usta pełne obietnic. A raczej obiecanek-cacanek, które mają zagłuszyć lub ukryć wady, uzależnienia, destrukcyjne nawyki, szkodliwe zachcianki. Jeżeli na obiecankach ktoś zaczyna budować związek uczuciowy, albo – co gorsza – małżeński, szykuje się katastrofa. Miłość dojrzała opiera się mniej na słowach, a bardziej na czynach. Przejawy osobistej niedojrzałości, takie jak agresywność lub zachowania nałogowe, na ogół z czasem się zaostrzają i nasilają. Kto jest z początku agresywny w słowach, później może użyć pięści. Kto jest krętaczem, oszuka także najbliższych. Komu alkohol pomaga na stresy w pracy, zacznie też pomagać na stresy w domu. Notoryczny flirciarz (czy flirciara) wznowi pogoń za przygodami ze zdwojoną energią, gdy tylko zetrze się lukier z małżeńskiego tortu. Dlatego nie na obietnicach, lecz na realnych faktach i czynach trzeba budować swoją miłość.
Dobrze powie ktoś – ale przecież niedojrzała miłość może z czasem przerodzić się w miłość dojrzałą. Oczywiście. Co więcej, niemal wszystkie miłości zawierają z początku elementy uczucia niedojrzałego. To one właśnie sprawiają, że w tylu związkach zdarzają się kryzysy. Co siedem lat? Co trzy? Krążą różne wersje. W każdym razie w miarę umacniania miłości powinny być one coraz rzadsze i mniej poważne. W dobrym związku dojrzałych ludzi nawet kłótnie zbliżają, a nie oddalają. Warunkiem jest jednak to, by ci, którzy się kochają, również się… lubili.
Ewa Woydyłło