Dlaczego w samolocie nie smakują słodycze, a szpitalne jedzenie ma złą sławę?

Dlaczego w samolocie nie smakują słodycze, a szpitalne jedzenie ma złą sławę?
Eksperci przyjmują natężenie dźwięku na poziomie 75 decybeli za ostatni poziom, który nie stanowi zagrożenia dla funkcjonowania człowieka. Powyżej tego progu zaleca się – jeśli ktoś przebywa w takim środowisku przez 8 godzin pracy – stosowanie środków ochrony słuchu (za: HearForever.org). Na pokładzie lecącego samolotu panuje środowisko ok. 85 decybeli, stąd wiele linii lotniczych oferuje na tego typu trasach słuchawki ochronne (dodatkowo dzięki nim można słuchać muzyki i informacji pokładowych). Można też zaopatrzyć się we własne słuchawki douszne lub nauszne.
Natężenie dźwięku wpływa nie tylko na zmysł słuchu, ale też na zmysł smaku. Badacze z Uniwersytetu Cornell potwierdzili, że im głośniejsze otoczenie, tym mniejsze poczucie smaku. Badanym środowiskiem był pokład lecącego samolotu, gdzie stwierdzono wśród uczestników osłabione odczuwanie smaków słodkich, a wzmocnione wyraziste smaki oparte na karotenoidach, np. pomidory. To tłumaczy popularność soków pomidorowych serwowanych podczas lotów. Są one spożywane równie często jak piwo (które ma równie mocny, wyrazisty smak), co wykazało prywatne badanie przeprowadzone przez przewoźnika Lufthansa. To samo zjawisko możemy obserwować również podczas koncertów muzycznych i innych wydarzeń sportowych.
 
A co z jedzeniem szpitalnym? Z definicji jest ono jak najbardziej neutralne dla pacjentów. Oznacza to brak w nim soli, pieprzu i innych przypraw. Jednak mimo wszystko powinien być wyczuwalny w potrawach naturalny ich smak (warzyw, mięsa, przetworów jajecznych). Tymczasem doskonale wiemy, jak bardzo pacjent cieszy się z powrotu do domu i tego, że będzie mógł zjeść prawdziwy domowy obiad.
 
Za brak naturalnego smaku jedzenia szpitalnego także odpowiada ciągły szum panujący w szpitalach, na oddziałach otwartych. Co chwilę dzwonią telefony (82 decybele), ciągle trwają rozmowy pacjentów między sobą, z personelem oraz personelu między sobą (60 db normalnej konwersacji). Dokumenty są przesuwane, przekładane, oglądane (50 db). W tle jest słyszalny emitowany program telewizyjny (50-60 db), co jakiś czas rozbrzmiewają dzwonki alarmowe (70-75 db). Nie są to wartości tak wysokie jak na pokładzie samolotu, ale za to rozbrzmiewają praktycznie przez cały dzień: od 7-8 rano, gdy rozpoczynają się poranne badania i nowe przyjęcia, aż do 19-20 wieczorem, kiedy wychodzą ostatni odwiedzający. To ponad 12 godzin ciągłego szumu. Dodajmy do tego poziom smaku szpitalnych potraw, obniżony w stosunku do normalnego jedzenia, a otrzymamy rozwiązanie zagadki. Nie jest to zatem wina dyrekcji szpitala ani personelu kuchni, ale normalne zjawisko, z którego należy zdawać sobie sprawę.
 
Na zakończenie jeszcze jedno spostrzeżenie dotyczące wyników badania. Praca w biurze odbywa się w tak samo głośnym środowisku jak pobyt w szpitalu, o ile nie głośniejszym, ponieważ w biurze telefony dzwonią znacznie częściej niż w szpitalu. Zauważ, jak wiele słodkich soków w kartonach i gazowanych napojów typu standard (nie light) kupują pracownicy biurowców. W ten sposób rekompensują oni sobie (choć panie częściej jednak sięgają po wody i napoje light) brak smaku wynikający z przebywania w hałaśliwym środowisku. To prowadzi w prostej linii do nadwagi i nadciśnienia. Dlatego jeśli znasz kogoś, kto pracuje w takim miejscu, doradź mu mieszanie soków z wodą mineralną albo włączenie soków pomidorowych do codziennego menu. Wyjdzie to tej osobie na zdrowie, a i w ciągu dnia poczuje ona konkretny smak.
 
Źródło: ScienceDaily, HearForever
 
Mariusz Ludwiński