Camperem przez Norwegię

Camperem przez Norwegię
Norwegia – kraj słynący z fiordów, zorzy polarnej, niesamowitej przyrody i Lofotów, raj dla miłośników nurkowania. Pomysł, by przejechać ją camperem, okazał się początkiem niezapomnianej wyprawy. Pomysł wyprawy do Norwegii kusił nas już od dłuższego czasu. Taki wyjazd to byłoby coś innego. Od wielu osób słyszeliśmy, że to piękny kraj. Zdjęcia w Internecie zdecydowanie to potwierdzały, więc postanowiliśmy, że trzeba tam po prostu pojechać i przekonać się na własne oczy. No bo jak może być ciepło pod kołem podbiegunowym? – To niemożliwe, musimy to sprawdzić osobiście.
Zaczęliśmy się zastanawiać, jak zwiedzić Norwegię. Wtedy pojawił się pierwszy problem: czy każdego dnia mamy jeździć i szukać kolejnego hotelu? Czy zrobić wcześniej odpowiednie rezerwacje? Ale przecież nie wiadomo, gdzie będzie wyjątkowo ładnie i gdzie chcielibyśmy zostać dłużej. Bycie „uwiązanym” do ustalonego z góry plany podróży nie bardzo nam odpowiadało. Wtedy zrodził się pomysł wyprawy camperem. Zwłaszcza, że osoby na różnych forach internetowych zaznaczały, iż Norwegia to kraj doskonale nadający się do takich podróży. Okazało się to prawdą.

Norwegia jest miejscem wprost stworzonym i świetnie przygotowanym do poruszania się camperem. Rzadziej spotyka się samochody z przyczepą kempingową, ponieważ o wiele łatwiej jeździć (a zwłaszcza cofać!) po wąskich, krętych drogach nawet długim, ale jednym pojazdem.
Zaczęliśmy więc szukać wypożyczalni camperów w Polsce. Szybko okazało się, że jest w czym wybierać. Ostatecznie skorzystaliśmy z wypożyczalni IkarCamper pod Rzeszowem – przede wszystkim z powodu bardzo atrakcyjnych cen oraz samych pozytywnych opinii naszych znajomych. Samochody z tej wypożyczalni są czyste, zadbane, dobrze przygotowane do drogi.

Jak wybrać campera? Planując wyjazd czterech osób, wybraliśmy samochód sześcioosobowy - głównie ze względu na wygodę. Camper dla sześciu osób ma łóżko dwuosobowe i dwie „jedynki” do stałej dyspozycji oraz dwa łóżka, które rozkłada się w miejsce stołu. Nie chcieliśmy codziennie rano i wieczorem zajmować się ich składaniem i rozkładaniem, co w czteroosobowym camperze mogłoby być konieczne - szkoda na to czasu. My podróżowaliśmy włoskim camperem, który możemy z czystym sumieniem polecić. Dbałość o wszystkie szczegóły jest naprawdę godna podziwu: płynna regulacja i mikrowentylacja przy oknach w sypialni, idealne zamknięcia szafek, telewizor z DVD działający bez zasilania zewnętrznego (przydatne, gdy jedzie się z dziećmi) czy lodówka z zamrażalnikiem, która podczas jazdy czerpie prąd z akumulatora, a podczas postoju jest zasilana specjalną butlą z gazem. Samochód wyposażony jest w dodatkowy akumulator do zasilania całego sprzętu elektrycznego, który wytrzymuje dwa dni bez doładowywania, a także w klimatyzację i ogrzewanie. Łóżka są niezwykle wygodne i duże. Na jednoosobowym wyśpi się spokojnie dwoje dzieci. Dogodne warunki sypialniane okazały się przydatne podczas podróży powrotnej. Do naszej czwórki dołączyła koleżanka córki, a niedługo potem zabraliśmy z jednego z górskich zboczy dwie autostopowiczki z Francji – całkowicie przemoknięte i zmarznięte. Przez dwa dni podróżowaliśmy więc w siedem osób i dla nikogo nie zabrakło miejsca.

n3   nor6

Camper ma też 110-litrowy zbiornik na wodę, która służy do zmywania i kąpieli. Jeśli cztery osoby wezmą normalny prysznic – woda się kończy. Jednakże w całej Norwegii nie ma problemu, by wymienić ją na świeżą. Można to zrobić na każdej stacji benzynowej – bezpłatnie lub za symboliczne kilka złotych.

Pod względem funkcjonalności camper spisał się na piątkę. Kiedy wracaliśmy, zastanawialiśmy się, czy czegoś nam w nim brakowało lub czy coś należałoby zmienić, ale nie udało nam się nic wymyślić.
Camper jest dużym samochodem, z dużymi oporami powietrza. Jego optymalna prędkość to 90-110 km/h. Oczywiście można jechać szybciej, ale wtedy pojazd staje się mniej stabilny na drodze. Zużycie paliwa to około 12 litrów/100km – dużo, ale ostatecznie to potężny samochód.

Gdzie można zaparkować tak duży pojazd? Praktycznie wszędzie, gdzie nie ma zakazu zatrzymywania. W Norwegii pełno jest mniej lub bardziej rozbudowanych parkingów, na których można bezpiecznie zaparkować i odpocząć od jazdy lub przespać się. Przy dłuższym postoju można skorzystać z jednego z wielu kempingów. Ceny kształtują się w zależności od tego, czy podłączamy się do generatora prądu, czy korzystamy z własnego. Jedna doba z dostępem do kuchni i łazienek kosztuje około 70 zł (jeśli chcemy gdzieś skorzystać z samego prysznica, 5-7 min. kosztuje ok. 5 zł). Jeśli podłączamy camper do prądu, musimy dopłacić ok. 16 zł. Nie są to więc ceny szczególnie wygórowane.
 
Cała wyprawa zostało zaplanowana tak, iż mieliśmy dotrzeć jak najszybciej na Lofoty (wysunięty daleko w głąb oceanu archipelag) i stamtąd powoli wracać, starając się zobaczyć ile się tylko uda.
Nasza podróż rozpoczęła się 15 sierpnia w Lublinie, skąd wyruszyliśmy do Gdańska. Tam wykupiliśmy prom do Nynäshamn, niedaleko Sztokholmu. Przez Szwecję przejechaliśmy bardzo szybko. Jechaliśmy kolejno przez Backe, Hoting, Vilhelmina, Storuman, Sorsele i Öberget. W końcu dotarliśmy do Norwegii, do nadmorskiego Bodø, skąd promem dostaliśmy się na skraj Lofotów, do Moskenesøya. Fiordy, urokliwe porty, niesamowite widoki – wszystko to urzekło nas od pierwszej chwili. Sceneria archipelagu jest zachwycająca. W skalistych zatoczkach kryją się kolorowe rybackie osady, ale są tu także białe, piaszczyste plaże. Dodatkowo, mimo położenia za Kołem Podbiegunowym, jest tam naprawdę ciepło. W pogodne letnie dni temperatura dochodzi do 25°C. Jest to zasługa Golfsztromu, podpowierzchniowego prądu morskiego północnego Atlantyku. Zimą powietrze nad oceanem położonym na zachód od wybrzeży Norwegii jest średnio o ponad 22°C cieplejsze niż powietrze na podobnych szerokościach geograficznych, co jest jedną z największych anomalii tego typu na Ziemi.

Na początku zatrzymaliśmy się w polskiej bazie nurkowej Lofoten-Diving.com. Przez trzy dni nurkowaliśmy i polowaliśmy na ryby. Warto zaznaczyć, iż w Norwegii dozwolone jest polowanie z kuszą pod wodą i wędkowanie bez żadnych pozwoleń. Samo polowanie trwało bardzo krótko – po kilku minutach miałem w koszu kilka kilogramów ryb. Trudno to było nazwać polowaniem. Właściwie było to niemal wybieranie, czy chcę taką czy inną rybę, mniejszą czy większą. Poza tym już samo nurkowanie okazało się sporą atrakcją. Doskonała przejrzystość wody (nurkowałem na ponad 40 m i latarka nie była nadal potrzebna) pozwala na dokładne poznanie wszystkich kryjących się pod wodą skarbów. A jest ich na Lofotach niemało. Już samo ukształtowanie dna jest niezwykle ciekawe – pełno tu podwodnych kanionów i jaskiń. Niewiele miejsc robi tak duże wrażenie, jak arktyczna rafa koralowa. Atrakcją dla płetwonurków są też niewątpliwie wraki zatopionych statków. Zachwyca również morska fauna. Przepiękne rozgwiazdy, meduzy, ślimaki i ryby imponujących rozmiarów (widzieliśmy np. prawie dwumetrowego halibuta o wadze ponad 100 kg). Niektórzy mogą zobaczyć też foki i orki. Woda, mimo że to rejon Koła Podbiegunowego, jest ciepła, ma temperaturę ok. 13-14°C. Czy można chcieć czegoś więcej?
 
Po zakończonej przygodzie na Lofotach udaliśmy się w stronę Narviku. Stamtąd jechaliśmy wzdłuż wybrzeża główną trasą, aż do Bergen, gdzie zatrzymaliśmy się na trzy dni. Miasto to nazywane jest „bramą do krainy fiordów”. Obecnie nie jest zbyt duże, jednak w przeszłości przez setki lat było najważniejszym miastem Norwegii, w którym życie skupiało się wokół portu.

 n5   n4

Z Bergen wyruszyliśmy do Stavanger, czwartego co do wielkości miasta Norwegii. Kiedyś utrzymujące się głównie z rybołówstwa i przetwórstwa sardynek, dziś stanowi centrum obsługi wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego z szelfu Morza Północnego. W samym Stavanger warto zobaczyć świetnie zachowaną drewnianą starówkę, zabytkowy port lub jedno z licznych muzeów.

Będąc już tak blisko, nie mogliśmy ominąć sławnego Lysefjordu – wyjątkowego fiordu okolonego charakterystycznymi, jasnymi skałami granitowymi. Znaleźć tam można jedną z największych atrakcji tego regionu, czyli Kjeragbolten – duży, okrągły głaz wciśnięty w szczelinę skalną na wysokości 1000 m nad lustrem fiordu. Nie mogliśmy sobie odmówić zrobienia w tym miejscu kilku fotografii. Naszą podróż zakończyliśmy w Kristiansand, w drugim największym porcie w kraju, będącym ważnym miejscem przeładunkowym między Europą i Ameryką. Nas interesował jednak jeden z wielu przypływających tu promów do Danii, skąd mieliśmy wyruszyć z powrotem do domu.
 
Cała nasza podróż trwała 18 dni. Czy były jakieś minusy tej wyprawy? Chyba tylko ceny artykułów spożywczych, które w Norwegii są astronomicznie wysokie. Było dla nas szokiem, gdy za trzy litry mleka i dwa bochenki chleba musieliśmy zapłacić ponad 90 zł. Mały bochenek chleba kosztuje minimum 11-12 zł, karton mleka – nawet 20 zł. A są to podstawowe produkty. W kawiarence w Bodø mały hot-dog kosztował 40 zł. I to w promocji! Pizza w knajpce to już jakieś 90-100 zł. Nie dziwi więc, że wielu mieszkańców Norwegii, zwłaszcza Polacy przebywający tam na stałe, jeżdżą co pewien czas do Polski po większe zapasy spożywcze. Mimo kosztów podróży jest to nadal opłacalne. Nie orientowaliśmy się w cenach alkoholu, jednakże w Norwegii istnieje limitowana liczba miejsc, w których można zakupić tego typu produkty. W całym kraju jest ich chyba ok. 150. Z innych istotnych cen warto podać, iż litr oleju napędowego kosztuje w Norwegii około 8 zł, benzyna jest minimalnie droższa. Ale jest też mała niespodzianka – w weekendy paliwo jest tańsze.
 
Jeżeli więc ktoś nie ma potrzeby stołowania się wyłącznie w restauracjach i marzy mu się podczas urlopu codziennie inny, piękny widok za oknem, podróż camperem przez Norwegię będzie idealnym pomysłem.

O swojej niezwykłej rodzinnej podróży opowiedział dr n. med. Grzegorz Czelej

Opłaty za promy (camper + 4 osoby):
Gdańsk (Polska) - Nynäshamn (Szwecja): ok. 2500 zł (w obie strony)
Bodø (Norwegia) - Moskenesøya (Norwegia): ok. 600 zł
Kristiansand (Norwegia) – Hirtshals (Dania): ok. 500 zł