Strefa wpływu niweluje stres

Strefa wpływu niweluje stres
W życiu przejmujemy się wieloma rzeczami: korkami na drogach, efektem cieplarnianym, życiem celebrytów, zdrowiem naszego dziecka, wynikiem wydarzenia sportowego. To naturalne, ponieważ jesteśmy ludźmi i odczuwamy swoje wzajemne emocje.
Naturalne, ale też bardzo męczące. Przez to przejmowanie się wszystkim dookoła nasze codzienne dni od momentu otwarcia oczu do momentu ich zamknięcia są wypełnione zmartwieniami, myślami, napięciem. A od pewnego momentu mniej lub bardziej łatwymi do zastosowania – choć niekoniecznie skutecznymi – lekarstwami na wyrwanie z tej codziennej kakofonii stresu stają się alkohol, agresja czy apatia.
 
Rozwiązaniem bardziej zdrowym – zarówno indywidualnie, jak i społecznie – jest rozwijanie w sobie zdolności, którą nieżyjący już Stephen Covey, wybitny specjalista w dziedzinie rozwoju osobistego, nazwał "strefą wpływu". Strefa wpływu to ocena potencjału do zmiany doświadczanej sytuacji, zachowania, bodźca. Covey tłumaczył, że jeśli dany problem znajduje się w strefie wpływu, możemy przestać się nim zmartwiać, a przejść do jego rozwiązania. Jeśli zaś nie znajduje się ono, to nerwy też nic nie pomogą. Warto więc wtedy zająć się czymś innym, czymś co na pewno znajduje się w strefie wpływu.
 
Kilka przykładów. Zawodnik drużyny sportowej może porzucić zamartwianie się o wynik, jeśli zamiast tego zajmie się swoją własną grą: popełnianiem mniejszej liczby błędów i lepszym wykorzystywaniem nadarzających się okazji. Osobie zapominalskiej możemy wysłać sms-a z przypomnieniem: „Kup bułki i serek twarogowy o smaku wiosennego szczypiorku”.
 
Dzięki strefie wpływu koncentrujesz się na wnoszeniu praktycznej wartości w sytuacje innych ludzi. Czasem dobrze jest podzielić żal lub gniew drugiej osoby, ale prędzej czy później trzeba potem sprzątnąć tę plamę. Oferując rozwiązanie, niesiesz pomoc i zwykle – redukujesz prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzenia w przyszłości. A nerwy i stres… całkiem umknęły nam z głowy, prawda?
 
 
Mariusz Ludwiński