Starożytni stawiali pływanie na równi z umiejętnością pisania i czytania, o czym świadczą rysunki sprzed czterech tysięcy lat, które pochodzą z Asyrii i Egiptu. Dzięki nim wiadomo, ze pierwszą techniką pływania stosowaną w starożytności był tzw. piesek.
Odruch w wodzie
Pływanie to nic innego jak wykorzystywanie odruchów, żeby nie pójść na dno. Na basenie angażujemy praktycznie wszystkie układy, począwszy od nerwowego, a na mięśniowym kończąc. Nasze ciało wyposażone jest w pamięć kinetyczną, która sprawia, ze ruchy powtarzane wielokrotnie po pewnym czasie wykonywane są już bez udziału świadomości.
– Kiedy trenujemy z Agnieszką serwis, powtarzamy zagranie kilkaset razy. Zawodnik wytrenowany zachowuje sie jak małpa, nie myśli, tylko mechanicznie powtarza daną sekwencję ruchów – tłumaczy Piotr Radwański, ojciec i trener naszej najlepszej tenisistki. Dotyczy to także pływania, dlatego tak ważne jest nauczenie sie już na samym początku poprawnej techniki. To proces długi, trwający latami, dlatego – jak łatwo się domyslić – 30-latek, który zaczyna dopiero przygodę z pływaniem, nigdy nie będzie drugą Otylią Jędrzejczak. Równie trudno jest zmienić technikę u pływaków w wieku powyżej 40 czy 50 roku życia.
BOGDAN SOLARSKI, chirurg z Rzeszowa, ma 72 lata i – jak mówi – zamierza jeszcze wiele w życiu osiągnąć. Biega, gra w tenisa, świetnie jeździ na nartach, a pływanie traktuje jako dyscyplinę uzupełniającą. Choć jest już na emeryturze, pracuje najwięcej w swojej karierze lekarskiej. – To sport tak mnie konserwuje. Bierzcie przykład! – zachęca kolegów po fachu.
|
Pływanie to duży wysiłek fizyczny. Mięśnie, które nie są dostatecznie wytrenowane, szybko sie zakwaszają, dlatego nie można lekceważyć treningów. Jeżeli komuś zależy na robieniu postępów, powinien systematycznie przychodzić na basen. – Im więcej treningów opuścisz, tym dłużej będziesz dochodził do najwyższej formy. Im więcej boli podczas treningów, tym mniej będzie bolało podczas zawodów – przekonują trenerzy pływania i wiedzą, co mówią. Ktoś kiedyś powiedział, że najważniejsze dni w twojej karierze pływackiej to te, w których najbardziej ci się nie chce. Miał rację. Decyzja należy do ciebie.
Pływam codziennie, zawsze przed pracą – mówi ANDRZEJ MACIEJCZAK, neurochirurg z Tarnowa. Profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, ordynator Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie. |
Sport to zdrowie
Lekarze, mimo że są bardzo zajęci, znajdują czas na pływanie. Robią to zazwyczaj albo wczesnym rankiem, albo późnym wieczorem. – Zacząłem 15 lat temu. Pływam codziennie, zawsze przed pracą – mówi Andrzej Maciejczak, neurochirurg z Tarnowa. Profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, ordynator Szpitala Wojewódzkiego w Tarnowie jest osobą niezwykle zajętą i na nadmiar wolnego czasu nie narzeka. Na swoja sportową pasję może przeznaczyć jedynie godziny poranne. – Mam czas tylko o godzinie 6 rano, potem od razu biegnę do szpitala. I tak od 15 lat – opowiada. Przy takim trybie dnia problemem jest nie tylko ranne wstawanie, ale także dostępność basenów. W Tarnowie, na szczęście, jedną z dwóch pływalni otwierają o godzinie 6 rano. – Ranne wstawanie to udręka. Cierpię bardzo z tego powodu, ale robię to dla dobrego samopoczucia. Reżim wewnętrzny tez jest przydatny. Gdy jestem na wagarach, czuję potężne wyrzuty sumienia – wyznaje doktor Maciejczak, który pływa codziennie, z wyjątkiem weekendów i tych dni, kiedy podróżuje.
Wiadomo, wygodniej usiąść sobie przed telewizorem i wypić drinka, ale systematyczność w pływaniu jest niezwykle ważna – przekonuje profesor TOMASZ RECHBERGER, wielokrotny medalista różnych pływackich zawodów dla lekarzy w Polsce i na świecie. Marzy o starcie w lekarskim triatlonie, który składa się z 3 części: pływania (850 m), kolarstwa (20 km) i biegu (5 km). |
Okazuje sie jednak, że nawet pobyt na konferencjach i sympozjach medycznych nie musi oznaczać absencji na basenie. Profesor Tomasz Rechberger, ginekolog z Lublina, sportowiec roku 2009 wśród lekarzy, zanim wyruszy na medyczną konferencję, zawsze sprawdza, gdzie w pobliżu jest basen. – Wyjazdy czy konferencje nie są dla mnie żadnym wytłumaczeniem. Zawsze sprawdzam, gdzie w okolicy jest basen, czy w hotelu, czy gdzieś obok. Kiedy byłem na sympozjum w Krakowie, pływałem na basenie AWF-u. Akurat była sesja i na basenie było pusto. Idealne warunki. Gdy jestem gdzieś za granicą, postępuję tak samo. Sprawdzenie takich informacji w Internecie to dziś szybka czynność. Trzeba tylko chcieć! – przekonuje profesor Tomasz Rechberger.
Historia pływania profesora jest długa. Urodził sie w Pionkach, w których powstawała akurat nowoczesna kryta pływalnia. Nie miał wyjścia – rozpoczął treningi pływackie, a już jako 10-latek został wicemistrzem Polski dzieci na 200 m w stylu klasycznym. Pływał także podczas studiów na Wydziale Lekarskim AM w Lublinie. Startował w bardzo dobrej drużynie uczelnianej. W latach 80. XX w. przestał jednak brać udział w zawodach, ponieważ praca w klinice zabierała mu każdą wolną chwilę. Dopiero 3 lata temu profesor wrócił na basen. – Dlaczego? Namówił mnie mój kolega, który jest lekarzem, a w dodatku pływakiem. Zgodziłem sie bardzo chętnie, tym bardziej, że zaczynałem mieć problemy z kręgosłupem. Rano ledwo zwlekałem sie z łóżka… Teraz nie wiem, czym jest ból krzyża. Stoję średnio 6-7 godzin przy stole. Teraz czuje sie świetnie – mówi z błyskiem w oku. Pływalnie w Lublinie są oblężone, dlatego profesor trenuje w pobliskich Bełżycach. Pływa od 1 do 1,5 godziny 4-5 razy w tygodniu. – W czasie treningu pokonuję 4 km – wylicza profesor i deklaruje, ze będzie pływał tak długo, jak tylko będzie mógł. – Pływanie odrodziło mnie fizycznie i psychicznie. Daje mi także radość – zapewnia.
Najtrudniejszy pierwszy krok
Pływanie to sport techniczny, dlatego początki bywają trudne. Aby się nie zniechęcić, warto zacząć w grupie 2-3 osób, które wzajemnie się wspierają i mobilizują. Tak radzą lekarze-pływacy, którzy też kiedyś zaczynali, a dziś nie widzą świata bez basenu.
– To najlepszy sport. Pływanie jest symetryczne, pozwala poznać możliwości swojego organizmu, któremu należy zawsze zostawiać pewną rezerwę. Po co? Żeby wyjść z wody i czuć się w miarę dobrze – przekonuje dr Ewa Zimna-Walendzik ze Szczecina. Namawia, żeby na basenie pojawiać sie co najmniej trzy razy w tygodniu. Jeżeli ktoś ma słabą technikę i szybko się męczy, powinien skorzystać z konsultacji trenera. – To żaden wstyd. Dzięki pomocy kogoś, kto dobrze pływa, jesteśmy w stanie dość szybko rozwinąć sie pływacko. Najbardziej polecanym stylem pływackim jest żabka. Można wziąć instruktora, żeby pokazał, jak oddychać, jak ułożyć ciało... Czy od razu trzeba być mistrzem świata? Nie! Dla siebie warto zostać mistrzem – przekonuje Ewa Zimna-Walendzik. Sama pływała zawodowo 11 lat. Podobnie jak wielu późniejszych mistrzów trafiła na basen z powodu skrzywienia kręgosłupa i tam została wyłowiona przez trenerów. Trafiła do sekcji, w której pływała do ukończenia studiów. Wróciła po latach, bo chciała lepiej się poczuć i dać wytchnienie zbolałemu kręgosłupowi. Był tez inny powód. – Mam zajęcia ze studentami i stwierdziłam, że sama teoria to trochę mało. Muszę też swoim postępowaniem dawać młodym lekarzom wzór. Żeby mieć motywację na co dzień, jeżdżę na zawody pływackie. Staram sie zawsze trafić z formą – żartuje.
EWA ZIMA-WALENDZIK, pracująca na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, naucza studentów podstaw higieny i promocji zdrowia. Żeby być wiarygodną, sama też dba o kondycję. Pływanie to jej pasja od najmłodszych lat. Jest medalistka zawodów dla lekarzy w Polsce i na świecie. |
– To najlepszy sport. Pływanie jest symetryczne, pozwala poznać możliwości swojego organizmu, któremu należy zawsze zostawiać pewną rezerwę. Po co? Żeby wyjść z wody i czuć się w miarę dobrze – przekonuje dr Ewa Zimna-Walendzik ze Szczecina. Namawia, żeby na basenie pojawiać sie co najmniej trzy razy w tygodniu. Jeżeli ktoś ma słabą technikę i szybko się męczy, powinien skorzystać z konsultacji trenera. – To żaden wstyd. Dzięki pomocy kogoś, kto dobrze pływa, jesteśmy w stanie dość szybko rozwinąć sie pływacko. Najbardziej polecanym stylem pływackim jest żabka. Można wziąć instruktora, żeby pokazał, jak oddychać, jak ułożyć ciało... Czy od razu trzeba być mistrzem świata? Nie! Dla siebie warto zostać mistrzem – przekonuje Ewa Zimna-Walendzik. Sama pływała zawodowo 11 lat. Podobnie jak wielu późniejszych mistrzów trafiła na basen z powodu skrzywienia kręgosłupa i tam została wyłowiona przez trenerów. Trafiła do sekcji, w której pływała do ukończenia studiów. Wróciła po latach, bo chciała lepiej się poczuć i dać wytchnienie zbolałemu kręgosłupowi. Był tez inny powód. – Mam zajęcia ze studentami i stwierdziłam, że sama teoria to trochę mało. Muszę też swoim postępowaniem dawać młodym lekarzom wzór. Żeby mieć motywację na co dzień, jeżdżę na zawody pływackie. Staram sie zawsze trafić z formą – żartuje.
Technika najważniejsza
Lekarze-pływacy opowiadają, że z biegiem lat coraz lepiej radzą sobie na dłuższych dystansach. Profesor Tomasz Rechberger niedawno po raz drugi w życiu przepłynął 1500 m. – Nigdy nie pływałem na dłuższych dystansach niż 200 metrów, a teraz potrafię przepłynąć 1500 metrów. Poprawiłem wytrzymałość, choć gorzej z szybkością, ale i tak najważniejsza jest technika – przekonuje, podając od razu przykład: – Niedawno na jednym torze pływałem z 25-letnim, silnym jak tur mężczyzną, wytatuowanym, z wielkimi mięśniami. On sie odbijał, ja dopiero dopływałem, ale pod koniec basenu juz byłem przed nim. Wyższy ode mnie o głowę. Gdyby mnie złapał, to pewnie by mnie rozerwał, ale w wodzie był bezradny. Nic nie mógł zrobić – opowiada profesor. – Był tak przybity, ze aż się cały gotował. Nie wytrzymał. Wyszedł z basenu. Ale inni lekarze niech do basenu wchodzą. Pływanie to świetny sport – przekonuje.
Tomasz Barański