Ten film w zasadzie wywiązuje się z każdego, wymienionego wyżej, postulatu. Bohaterami są reporterzy Karol i jego młodszy brat Witek, którym AK powierzyło zadanie sfilmowania powstania w celach propagandowych. Widz nigdy nie ujrzy bohaterów, przez cały czas mówią do nas zza kamery, która staje się ich i zarazem naszym okiem na powstanie. Początkowo będziemy obserwować krótkie inscenizacje, w których bracia instruują postaci znajdujące się w kadrze, jak mają się poruszać, albo poproszą o przyjęcie pozy, jakby walczyli z Niemcami. Gdy w pobliżu będą dziewczyny, młodzi reporterzy sypną w ich kierunku komplementy, zapytają o samopoczucie. Witek nieustannie będzie też garnął się do walki, usłyszymy jego narzekania, że wolałby nieść karabin zamiast kamery. Z kolei Karol, bardziej opanowany i świadomy sytuacji, w jakiej się znaleźli, poszuka uspokojenia ducha w listach do swej matki oraz żony.
Tak więc jest młodość stawiająca czoła wojnie, jest radość z pojedynczych zwycięstw, ale i niepokój o kolejne dni powstania. Bohaterowie zmieniają się w trakcie utworu. Z reporterów chcących uchwycić chwilę na taśmie, aby ich dowódca mógł zmontować film zagrzewający do dalszej walki, stają się historykami filmującymi wszystko to, czego byli świadkami jako dowód tragedii dla przyszłych pokoleń. Wesoły nastrój i wiara w powodzenie powstania ustąpi miejsca strachowi o życie i wszechobecnej bliskości śmierci.
Mimo moich wcześniejszych słów Powstanie warszawskie nie jest filmem takim jak inne. Oto przedstawiona wyżej historia fabularna o dwóch braciach zostaje wpleciona w archiwalne materiały filmowe nakręcone w trakcie samego powstania. Zostały one jedynie poddane retuszowi i wzbogacone o dialogi dwóch bohaterów. Wszystko inne jest autentycznym zapisem warszawskiego lata 1944 roku. I tak graficy pokolorowali czarno-białe sekwencje, które znamy z rozmaitych kronik dokumentalnych. Efekt robi niemałe wrażenie. Z jednej strony, jesteśmy bliżej rzeczywistości, bo nie oddala nas od niej czerń i biel. Dzięki temu twarze przemawiają do nas bardziej realnie, tracimy bezpieczną iluzję kina i przyglądamy się powstaniu, które znajduje się jakby bliżej nas. Z drugiej strony, kolorystyka jest stylizowana na stare filmy wojenne emitowane niegdyś w weekendowe popołudnia w telewizji. Gdybym miał wskazać podobieństwo retuszu, powiedziałbym, że jest tożsamy z kultową komedią Sami swoi po wizualnych poprawkach. Nie tak łatwo pogodzić autentyzm i estetyczną formę, rzecz trudna do oddania, ale w tym przypadku twórcy mogą być zadowoleni. Choć nie wszyscy.
Wątek Karola i Witka skutecznie wytrąca z odbioru tego filmu. Przede wszystkim razi to, że nikt nie próbował wpasować ich głosów w poszczególne sytuacje przedstawione na ekranie, są wygłaszane z offu i to wyraźnie słychać. W ten sposób realizm się załamuje, a całość nabiera teatralnego posmaku. Przeszkadza to szczególnie w pierwszym kwadransie, kiedy widz próbuje wczuć się w opowiadaną historię. Co więcej, Witek jest szczególnie irytujący, gdy powtarza kolejny raz, że chciałby walczyć, a nie biegać z kamerą. Rozumiem, że scenarzyści chcieli udramatyzować swą opowieść, inaczej byłaby zwykłym dokumentem historycznym, ale dialogi, które napisali nie spełniają swego zadania. Najlepsze momenty filmu to te, w których nie słyszymy rozmów braci, a widzimy obrazy powstania z towarzyszącą im przejmującą muzyką. To ona ratuje od totalnej krytyki warstwę dźwiękową filmu, na plus są także nieliczne głosy podłożone postaciom znajdującym się w kadrach.
Na pewno Powstanie warszawskie zostanie zapamiętane jako pierwszy na świecie film fabularny w całości opierający się na archiwalnych sekwencjach filmowych. Niestety, autorzy nie zespolili fabuły z dokumentalnym materiałem. Opowiadana historia jest wyraźnie w cieniu ogromu pracy, jaką artyści włożyli w retusz audiowizualnych zasobów Muzeum Powstania Warszawskiego. Życzyłbym sobie, żeby wydania DVD i Blu-ray miały opcję wyłączenia dubbingu. W kinowej wersji jesteśmy po prostu skazani na nieudolne głosy postaci, do których trzeba się przyzwyczaić lub cierpliwie znieść. Aż szkoda, że autorzy nie zdecydowali się na połączenie odrestaurowanych scen z powstania i odpowiednio dopasowanej muzyki, wówczas byłby to film idealny.
Bogusz Malec